czwartek, 12 lipca 2012

11 dzień - San Francisco, Monterey


Dzisiaj drugi i ostatni dzień w San Francisco.

Wczoraj siedziałem jeszcze i czytałem info o mieście w internecie. No to już wiem skąd takie moje odczucia związane z bezpieczeństwem i bezrobociem. Otóż zakwaterowaliśmy się w dzielnicy uznawanej za najbardziej niebezpieczną w mieście, z największym odsetkiem przestępczości oraz z największa liczbą bezdomnych. Kurcze - jakbym to wiedział wcześniej.... No ale jakoś pod tym względem to nie sprawdzałem lokalizacji, a skupiałem się tylko na odległości od centrum i cenie.

Najpierw jedziemy na śniadanko... Żeby dziewczynom poprawić humor po średnim hotelu zaplanowałem śniadanko na Union Square na 4 piętrze domu towarowego Macy's. Więc krótkie słodkie śniadanko, a później czas na 1,5 godzinne uzupełnienie zakupów.... Zakupy jak zawsze jak wjeżdżamy do większych miast w USA wychodzą jakoś tak naturalnie na wyższą pozycję i stają się punktem programu, choć nim nie były... :) Tutaj robi się fajnie zakupy - po pierwsze duży wybór jak to w tego typu lokalizacjach, po drugie ciuchy sa duuużo tańsze nawet jak się patrzy na drogiego aktualnie dolara, po trzecie, akurat w San Francisco w ogóle nie ma ludzi więc człowiek czuje się jak sam na kilku tysiącach metrów kwadratowych - to jest fajne, bo w NY, masz wrażenie, że tą samą rzecz, którą oglądasz równocześnie kupuje kilka osób... Ale to nie Nowy Jork... :)



Po krótkich zakupach, ale chyba udanych, jedziemy w kierunku północno zachodnim do najczęściej fotografowanych domów w SF - Painted Ladies. To kilka domków w stylu Wiktoriańskim wymalowanych kolorowo - co najmniej 3 kolory uwypuklające ich zdobienia. Nic specjalnego, ale to pierwsze domy jakie powstały tutaj w takim stylu. Później było to już tylko kopiowane, zresztą nie tylko w tym mieście. Ładne, ale nic specjalnego. Trzeba jednak oglądnąć....



Dzisiaj w planach jeszcze jedno rewelacyjne miejsce - ikona San Francisco - Golden Gate. Płatna brama wjazdowa do San Francisco od północy - zarobił już na siebie 1 mld $ :)! Jest go więc z czego remontować.... Jest ogromny. Wczoraj oglądaliśmy go z wody (choć trochę mało było widać) a dzisiaj po nim jedziemy.... Niestety widać jest też bardzo mało, bo nad mostem unosi się mgła i chmury... :) Cały opis jest więc bardziej teoretyczny niż praktyczny - zresztą będzie można zobaczyć na zdjęciach.  Oddany przez II Wojną \Światową. Okres przydatności :) - 200 lat więc jeszcze chwilę powinien postać... Długość 2 km. Wysokość 218 metrów. Przez 30 lat był najdłuższym mostem wiszącym na świecie. Każda lina na której wisi most ma prawie metr średnicy i ponad 25 tys. mniejszych linek z których się składa. Wymalowany na kolor pomarańczowy ze względu na często panujące mgły - jest po prostu lepiej widoczny. Pomarańcz to kolor oficjalny - nazywa się Natural Orange - dla mnie to po prostu czerwony :).  Najbardziej znany most na świecie to także jedno z najpopularniejszych miejsc odbierania sobie życia. Ponad 2000 osób skakało z mostu w tym celu i ponad 1500 dzięki niemu odeszło z tego świata...
Fajny, robi wrażenie nawet jak jest mgła. Wisi wysoko wysoko nad wodą więc widok z niego to jak oglądanie zatoki z tarasu widokowego. Most oglądaliśmy już z miasta, teraz z samego mostu. Zatrzymaliśmy się także po drugiej stronie - nie pomogło mgła była dalej. Wyjechaliśmy się na wzgórza z drugiej strony mostu (tutaj muszą być niesamowite widoki jak jest pogoda, bo widać most i całe miasto z góry...) - także mgła nie opadła. Wygląda więc na to, że most będziemy musieli skopiować do naszych albumów z fotografii innych podróżujących do tego miejsca.... :)







Dzięki mostowi dzisiaj poruszaliśmy się po San Francisco samochodem. Jest rewelacyjnie. Jeździ się prze fajnie... aż mi się gęba od razu cieszy jak sobie przypominam jazdę. Z górki i pod górkę, z górki i pod górkę. Hamulec, gaz, hamulec... stop... 50 metrów dalej... kolejny stop... i pod górkę i z górki.... Totalny czad... :) Warto sobie tutaj pojeździć, szczególnie, że nie ma korków, jeździ się płynnie i dodatkowo można zaparkować praktycznie w samym centrum - my dzisiaj parkowaliśmy np. pod Union Square.
No i tyle San Francisco... Takie zwiedzanie bez napięcia, miksowane z zakupami, jedzeniem i ogólnie nic nie robieniem. Po pierwszym wrażeniu jakie wywarła na mnie to miasto, później było już tylko lepiej, aż do dnia dzisiejszego, gdzie po dłuższej przejażdżce po mieście samochodem - mogę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Miasto jest totalnie wyluzowane, na ulicach zabawa i wolność w każdej postaci, od ubioru, przez wygląd po zachowanie. Każdy robi co chce, wygląda jak chce i nikomu nie przeszkadza - wręcz przeciwnie - nadaje kolorytu i klimatu temu miejscu. Jakbyśmy byli sami bez Natalii pewno nasze zwiedzanie wyglądałoby jeszcze troszkę inaczej i pewno bylibyśmy jeszcze bardziej pozytywnie nastawieni....

Teraz w samochód i jedziemy na wybrzeże do miejscowości o pięknej nazwie Monterey... Mamy zamiar generalnie już niewiele robić tylko wypoczywać więc po drodze (naprawdę było po drodze) wstępujemy jeszcze na jakiś czas do dużego outletu na zakupy ... :) 140 sklepów wyrywa trochę cennych chwil z naszego życia oraz odrobinę zielonych banknotów z kieszeni... warto było - trzeba mieć tez w czym chodzić... :) W hotelu jesteśmy o 22giej. Jest podobny do tego z San Francisco, tylko okolica lepsza... No cóż - jak się nie chce wydawać fortuny na hotele, to trzeba traktować je tylko jako miejsce do spania... I tak jest drogo...

Jutro (a właściwie to już dzisiaj) - nie wiem co będziemy robili - pewno nic... :)


PS.
Pozdrowienia dla nowych czytelników lektury... Mam już ponad 400 wyświetleń do dzisiaj... Jestem w szoku... Jak macie ochotę (informacje do wszystkich) to komentarze nie są zakazane, choć może tak sie wydaje... i nie można w nich zrobić wtopy... najwyżej ja mam prawo je usunąć jeżeli będą mi grały na nerwy ... :) oczywiście żartuje....  Pozdrowienia z Monterey Bay...

4 komentarze:

  1. To jest absolutna nieprawda z tym hotelem! Sama go wybierałam i jest 10 razy lepszy niż ten w SF!!! Mamy nawet kominek:)
    A zakupy rzeczywiście udane. Dzisiaj chyba będzie kontynuacja... Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy zauważyliście, ale nie jest z nami najlepiej - zamiast powiedzieć co i jak to trzeba wpisać do internetu, żeby druga osoba przeczytała.... To nie jest mój pomysł, żeby tak rozmawiać - ja się od tego odcinam. Jakby to powiedziała Ewa - BASTA :)

      To pierwszy i ostatni mój komentarz do komentarza wpisanego przez uczetnika tego wyjazdu... :)

      Usuń
    2. Ewa: O mój Drogi! Ja Ci to mówiłam, ale słowo pisane ważniejsze:)

      Usuń
    3. Witam,

      dzięki za poświęcony czas na opisanie wyjazdu. Wybieram się z Żoną we wrześniu na miesiąc w te rejony. Chętnie skorzystam z zawartych tu informacji. Najcenniejsze są czasy zwiedzania i przejazdu bo google kłamie :) i nigdy nie wiadomo ile to zajmie.
      Pozdrawiam

      Usuń