wtorek, 3 lipca 2012

3 dzień - Grand Canyon

Pora wstać. Natalia budzi się o 3 i mówi, że już nie będzie spała. Niezłe jaja :) No ale tak to jest. Mówi się, że przesunięcie czasu człowiek naturalnie przyswaja przestawiając się codziennie o godzinę (po angielsku Jet lag). My musimy zrobić to wcześniej, choć nie ukrywam, że jeżeli nie będę zasypiał za kierownicą, to jest nam na rękę, bo wszędzie musimy dojechać, a czym wcześniej wstaniemy tym wcześniej dojedziemy i w mniejszym ruchu. Co będzie po powrocie? W kierunku na zachód człowiek przestawia się zdecydowanie łatwiej, bo to wydłużenie doby - w naszym przypadku o 9 godzin - tyle jesteśmy młodsi :)

Dzisiaj plan jest dosyć ambitny. Rano śniadanie, wymeldowanie z hotelu i jedziemy w kierunku West Rim czyli części Grand Canyonu, gdzie nie ma jeszcze parku narodowego, teren należy do Indian Hualapai i znajduje się jedna z największych atrakcji czyli kładka zrobiona ze szkła o nazwie Skywalk. Nazywany jest też najwyższym balkonem na świecie. Usytuowany jest na wysokości ponad 1200 metrów nad ziemią, a jego podłoga jest szklana.Skywalk wychodzi też ok. 20 metrów od brzegu kanionu i mówi się, że jest cudem inżynierii :). Droga do West Rim powinna nam zająć ok. 3h. Będziemy przekraczali granicę stanu Nevada i Arizona, gdzie spędzimy kolejne 2 dni.

Po sprawdzeniu, czy kładka wytrzyma musimy się trochę wrócić i będziemy kierowali się już do parku narodowego Grand Canyon South Rim. Będziemy przejeżdżać słynną droga Route 66 aktualnie już praktycznie nie używaną, zatrzymamy się w opuszczonym miasteczku Peach Springs zwane Chłodnicą Górską (aktualnie po sukcesie filmu Auta są dwa miejsca, które mówi się, że były pierwowzorem miasteczka - właśnie Peach Springs oraz Williams gdzie będziemy spali).

Wieczorem planujemy też zachód słońca nad Wielkim Kanionem.

Trasa wycieczki - dzień 3 - Grand Canyon
Ciekawostki o Wielkim Kanionie Rzeki Kolorado:
- uważany za jeden z cudów świata
- największa głębokość - ponad 2100 metrów
- szerokość - od 80 metrów do 29 kilometrów
- długość 349 km
- powierzchnia parku 5 tys. km kwadratowych
- pełny przekrój geologiczny sięgający 17 milionów lat temu kiedy zaczął powstawać
- rzeka Kolorado w Kanionie niesie dziennie ok. 80 tys ton osadów
- 5 milionów odwiedzających rocznie czyli 14 tysięcy dziennie

No to do dzieła :)

.......................................

Trzeci dzień pobytu na Zachodnim Wybrzeżu zakończony. Czas rozpocząć czwarty, ale wcześniej krótkie podsumowanie.
Jestem dumny i zadowolony, że zrobiliśmy cały plan dnia. Wyjechaliśmy ok. 9 z hotelu naszym wozem. Pędziliśmy ile się da na West Rim. Pogoda była piękna ok. 35 stopni.


Nasza trasa prowadziła przez totalną pustynię. Wszędzie kamienie o zmieniających się postaciach. Nie mogę napisać, że jest to ładne, bo nie jest, ale ma swój urok. Co jakiś czas kamienie z małych zmieniały się na duże, z czarnych na brązowe itp. Jak już widok się zmieniał za oknem to do kolejnego horyzontu. Ogólnie mam czasami takie wrażenie, że tutaj najmniejszą jednostką miary jest od horyzontu do horyzontu. Tak ciągną się drogi - od horyzontu do horyzontu, na końcu jakiś zakręt, zmiana krajobrazu i znowu do horyzontu. Jak zobaczycie na zdjęcie poniżej, to z boku zobaczycie "stepy" do horyzontu, na słowo musicie uwierzyć, że z drugiej strony jest tak samo. Droga widoczna w lusterku - prosta do horyzontu i ta z przodu uwierzcie, że też :)



Po około półtorej godziny drogi, zmieniających się krajobrazach i zjechaniu z międzystanowej wjechaliśmy na tereny Indian. Wygląda to nie ciekawie. Generalnie to czasami ma się wrażenie, że w Arizonie nie ma normalnych domów, tylko takie wykonane w ramach stacjonarnych przyczep kempingowych lub po prostu przyczepy. Oczywiście to pewna przesada, ale przyczep jest naprawdę dużo. Jak oni tam mieszkają, na totalnych pustkowiach? Nie mam pojęcia. Prąd mają, ale wodę, kanalizację? - nie sądzę. Jak tak ma wyglądać "American Dream" to ja go nie chcę. Dodatkowo w pewnym momencie droga się skończyła i wjechaliśmy na drogę szutrową, która jeszcze przez kilkanaście kilometrów miała nas prowadzić do West Rim.

Skrzynki na listy dla mieszkańców przyczep i prowizorycznych domów
Wszystko da się sprzedać
Nawet samochody, które nie pamiętają, kiedy zostały wyprodukowane

W wielu miejscach dookoła rosły Drzewa Jozuego (Joshua Tree) - Juka Skośnolistna

Nasza trasa i droga

Typowe domostwa indiańskie - dawniej mówiło się, że mieszkają w wigwamach :)
Po ok. 3 godzinach drogi, zgodnie z informacjami w przewodniku dotarliśmy do naszego pierwszego celu. Robi wrażenie, jest duży, głęboki i..... pełen ludzi. Pierwsze zaskoczenie, to ceny biletów - najtańsze wejście kosztuje 44$ od osoby. Kolejny konieczny wydatek to 30$ za wejście na Skywalk. 200$ poszło więc w powietrze w 2 sekundy. Ja zrezygnowałem z kładki, zadowalając się widokiem z urwisk. Kolejne zaskoczenie to ilość ludzi - staliśmy w kolejce zawierającej z 300 osób. Autobusów trochę mało więc musieliśmy trochę postać, a przecież nam się śpieszy, bo przed nami inne atrakcje i Słońce, którego zachodu nikt nie przesunie. Wszyscy zadowoleni, trochę zaskoczeni wielkością. Ładnie - naprawdę ładnie.

Kilka zdjęć poniżej. Myślę, że komentarz nie jest potrzebny.








Dziewczyny na Skywalk

Te machające osoby, to właśnie Natalia i Ewa

Po staniu zobaczeniu Kanionu, czas w drogę. Nie skorzystaliśmy już z budowanych Wigwamów i innych atrakcji mając w głowie świadomość, że możemy nie zdążyć, a Wigwamy i tak są zrobione w dzisiejszych czasach. Przed nami długa droga - ok. 4-5 godzin. I znowu powtórka z rozrywki czyli drogi ciągnące się od horyzontu do horyzontu. Zmieniające się krajobrazy. Kruszące się skały jak poniżej na zdjęciu lub nigdzie nie kończące się równiny.
Kruszące się skały

Nasza droga
Wreszcie zjeżdżamy na Route66. Nasze zdziwienie jest ogromne. Droga wygląda normalnie, co jakiś czas tylko oznakowanie niestandardowe jak na drogach w USA. Czekamy. Dojeżdżamy do celu naszej wycieczki czyli Chłodnicy Górskiej - Peach Spring. Mamy wrażenie, że nikt nie wie, że ta miejscowość była tak mocno reklamowana w filmie Auta. Szok. Jak Amerykanie mogą coś takiego przeoczyć? A jednak. Dopiero po jakimś czasie widzimy zajazd, który postanowił czymś ściągnąć turystów. Kilka samochodów jak z filmu i stare gadżety ze stacji benzynowej. Zawsze coś. Wykorzystujemy sytuację, szybkie zdjęcia i jedziemy dalej....

Na Route 66

Samochód zawsze lepiej wygląda w towarzystwie... kobiety


Złomek



Wracamy na międzystanową i śpieszymy w kierunku Grand Canyon South. W miejscowości Williams w której śpimy całkowicie zmienia się nasze otoczenie. Wszystko zielone, drzewa, pachnie lasem. Pięknie. Nawet Ewa mówi - "Tutaj jest tak pięknie jak w Polsce". Rzeczywiście, po tych kamienistych drogach, nie kończących się kamieniach jesteśmy w zielonym pełnym życia miejscu. Od Williams jeszcze godzina i będziemy na miejscu. Czas ucieka, słońce zachodzi. Jest coraz mniej czasu. Okoliczności nie sprzyjają, kolejki do wjazdu, maruderzy na drodze... nie jest dobrze... Jesteśmy na miejscu! Słońce będzie jeszcze jakieś 15 minut. Szkoda, że jest tak nisko - trochę ciemno na robienie zdjęć, ale może się uda. Tutaj Wielki Kanion dopiero okazuje się WIELKI!!!! Olbrzymi i piękny. Skały w zachodzącym słońcu są czerwone, aż świecą. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem miejsca. Wszystko zadbane, przygotowane na turystów, pachnące lasem - SUPER.... Robimy kilka pamiątkowych zdjęć, jeszcze jutro tu wrócimy....







Jest ciemno... Wracamy do hotelu. Zatrzymaliśmy się w Williams w małym tanim hoteliku o nazwie Days Inn.

Kilka ciekawostek i przemyśleń na przyszłość:
  • porównując West Rim i South Rim - z pełną świadomością stwierdzam, że na West Rim naprawdę trochę szkoda czasu. Lepiej od razu jechać na South i upajać się pięknem tego co można zobaczyć. Kolejny argument to ceny. W West zapłaciliśmy 200$, wjazd do parku narodowego South Rim kosztuje 25$ za samochód niezależnie ile jest osób i obowiązuje przez 7 dni.
  • Route 66 to lekko przesadzona atrakcja. Moim zdaniem nie należy na nią skręcać, ewentualnie sprawdzić co przygotowali dla turystów w miasteczkach przelotowych gdzie autostrada łączy się z 66stką.
  • Pomimo iż hotel mamy fajny jak za taką niską cenę (Ibisa w Krakowie) to jednak w przyszłości wybrałbym coś bliżej Canyonu. W samym parku już nie było miejsc - sprawdzałem, ale niedaleko od bram jest kilka hoteli i całkiem przyjemne miasteczko - ale to taka rada na przyszłość
  • Po drodze spotkaliśmy niesamowitą ilość ogromnych pociągów. Po 2-5 lokomotyw z przodu, po 100 wagonów z kontenerami. Na każdym wagonie dwa kontenery jeden na drugim. Na końcu pociągu kolejne lokomotywy pchające skład. Robi wrażenie, ale zdjęć nie mamy, nie dało się zatrzymać. W miejscach, gdzie jesteśmy lokomotywy są spalinowe, bo nie ma trakcji elektrycznej :(... Taka nowoczesność :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz