Pogoda - słaba. Niestety pomimo iż nie jest bardzo zimno to nie ma słońca. Wstaliśmy bardzo późno jak na nasze możliwości i dopiero po 10 mogliśmy wyjść z hotelu. Pierwsze kroki skierowaliśmy na śniadanie gdzieś na mieście. Polecono nam restaurację "Pierwsze przebudzenia" - First Awakenings" - fajna nazwa co? :) No i oczywiście zjedliśmy "lekkie" :) śniadanko.
Po śniadaniu, szybka decyzja i jedziemy droga widokową wzdłuż Montery i oceanu. Po prawej stronie ocean, a po lewej domki. Niektóre naprawdę niezłe. Wszystkie niskie, powciskane pomiędzy wydmy. Fajnie to wygląda. U nas nie ma takich możliwości, bo nie ma takich terenów do wykorzystania. Wszyscy mają widok na ocean. Kilka domów poniżej na zdjęciach.
Po trasie widokowej i kilku przystankach kierujemy się na port rybacki w Montery. Miłe zaskoczenie, wszystko wygląda naprawdę odpicowane. Widać, że to miejscowość turystyczna. Oglądamy foki grasujące przy samym brzegu w porcie oraz pelikany upajające się resztkami ryb wyrzucanymi przez rybaków po połowach i obraniu. Z Monterey można wykupić rejs na oglądanie delfinów i wielorybów. Decydujemy się na zapisanie na kolejny dzień na 10tą. Podobno rano jest lepiej, no i morze spokojniejsze. Popłyniemy zobaczymy - relacja znajdzie się w kolejnym poście.
Po pooglądaniu fok i pelikanów jedziemy dalej. Tym razem chcemy przynajmniej zatrzymać się na godzinę, dwie w miejscowości opisywanej dosyć szeroko wszędzie w przypadku tego regionu - Carmel. To zaledwie 7 km drogi. Wjeżdżamy do miejscowości i od razu widać duuużą różnicę w porównaniu do Monterey. Po pierwsze ładne duże plaże, lekko opadające do oceanu. Tuż przy plażach duże prywatne domy kosztujące pewno majątek. Na lekkim wzniesieniu pole golfowe z widokiem na ocean. Całe centrum miasteczka przesunięte jakieś 200 metrów od plaży w głąb lądu. Jest przepiękne. Dominują malutkie domki powciskane jeden obok drugiego. Każdy inny, każdy bardziej fantazyjny. Większość parterowych. Przy główniejszej ulicy sklep za sklepem, galeria za galerią. Widać, że tutaj wydaje się i zarabia pieniądze. Wszystko obfitujące w drobne szczegóły. Jak to Natalia nazywa - sklepy z "szykownymi" ubraniami - znaczy nie wchodzimy.... :) Bardzo ładnie. Siadamy we włoskiej cukierni. Niestety konieczna do życia Ewie kawa jest niedostępna, bo ekspres do kawy właśnie się naprawia. Jemy super lody - po kilka gałek (po ile zostawię tajemnicą). Gałeczka jedyne 2,5 $. Ale są super - ja jestem smakoszem lodów i jem ich naprawdę dużo. Te zaliczam do jednych z najlepszych jakie jadłem w życiu. Nadal oczywiście na pierwszym miejscu jest krakowska lodziarnia "Lody Tradycyjne" ale te sa naprawdę, naprawdę dobre.
Dla odwiedzających lub mieszkających w Krakowie - najlepsze lodziarnie to Lody Tradycyjne. Aktualnie otwarte bezpośrednio obok Filharmonii Krakowskiej na ul. Zwierzynieckiej oraz na ul. Kalwaryjskiej - numeru nie pamiętam.
Kilka zdjęć z pięknego Carmel - poniżej....
Plaża w Carmel |
Pole golfowe nad oceanem |
Miasteczko z wyglądu zupełnie europejskie - no może mają trochę inny styl, ale jest bardzo ładne i trudno powiedzieć, że akcja dzieje się w USA. Całe miasteczko jest na wzgórzu - nie ma płaskich terenów, choć tak trochę wygląda to na zdjęciach. To miejsce dla bogatych - widać po samochodach i czuć jak się przechodzi ulicą :). W każdym razie z ciekawości zerknąłem na ogłoszenia sprzedaży domów. Carmel i Monterey - fajne dosyć duże domu jednorodzinne, parterowe, bez widoku na ocean - ceny od 2 500 000 - 3 500 000 USD. Pewno droższe też i może tańsze też, ale takie ceny były najczęściej widoczne na ofertach.
Naprawdę warto tutaj zaglądnąć i poczuć się jak w innym trochę świecie. Pospacerować wąskimi uliczkami i zjeść pyszne lody.
To tyle relacji z dnia wczorajszego. Na kolejny dzień zaplanowany mamy rejs w poszukiwaniu wielorybów oraz drogę widokową wzdłuż oceanu do Santa Monica, gdzie zatrzymamy się na 3 nasze ostatnie noce podczas tego wyjazdu.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz