Relacja z wyjazdu rodzinnego na Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjedoczonych... Dwa tygodnie spędzone w najciekawszych miejscach - miastach oraz parkach.
wtorek, 10 lipca 2012
9 dzień - Yosemite National Park, Mono Lake
Dzień jak co dzień...:) Nowe rzeczy do oglądania, nowe doświadczenia i nowe widoki :) Żartuję oczywiście... Każdy dzień tutaj jest wyjątkowy i każdy inny.
Ten też miał w sobie coś wyjątkowego - to ostatni dzień zwiedzania parków zachodniego wybrzeża USA.
Dzień rozpoczął się śniadaniem ok. 8:30. Jesteśmy coraz bardziej zmęczeni, więc wstajemy coraz później i coraz później wychodzimy w teren. Może to już przesilenie i przemęczenie materiału? Nie wiem. W każdym razie rozpoczynamy.
Wczoraj wieczorem zdążyliśmy jeszcze kupić bilety do Yosemite i podjechać po zachodzie słońca w miejsce gdzie rosną Sequoie. Jak widać Sequoia National Park nie jest jedynym miejscem z tymi drzewami. Dzisiaj więc odbijamy w przeciwną stronę - i tak parkingi przy Sequoiach są pełne o 9tej z minutami. Jedziemy więc w chyba najpiękniejsze miejsce parku - Glacier Point. Nasza droga trwa bardzo długo, bo ponad godzinę spinamy się coraz to wyżej i wyżej. Serpentyny przez las i na otwartych górskich stokach. Wyjeżdżamy gdzieś na wysokość 2500 metrów. Wreszcie znak, że jesteśmy na miejscu. Wychodzimy z samochodu, podchodzimy na "tarasy widokowe"... O ja pierniczę.... Ale miejsce....
Jeżeli ktoś był w Yosemite i nie był w tym miejscu to popełnił największy błąd zwiedzania. Jest niesamowicie. Na wprost Half Dome - skała utrącona w połowie, przepięknie górująca nad całą doliną - znak rozpoznawczy i ikona na całym świecie parku Yosemite. Na Half Dome da się wejść, ale żeby to zrobić trzeba brać udział w losowaniu, bo codziennie na tą skałę może wejść tylko 300 osób. Trochę niżej po prawej stronie dwa wodospady. Z lewej wtopione w skały łuki oraz wodospad Yosemite. W dole całość Yosemite Valley. Super.
Patrząc na to jak wielka jest dolina i park oraz ile rzeczy jest do zobaczenia już teraz wiem, że nie ma szans oglądnąć nawet jednej setnej. To tylko spojrzenie na najpiękniejsze miejsca i zapisanie - byłem tam, zobaczyłem, ale jestem pełen nadziei, że kiedyś będę mógł tego doświadczyć, a nie tylko zrobić zdjęcie. Trudno - nie da się zobaczyć i przeżyć wszystkiego w tak krótkim czasie. Tak jak wspominałem wyjazd na tak krótko daje możliwości tylko dotknąć i jeszcze dodatkowo pozostawić coś w pamięci. Na taki park jak Yosemite trzeba byłoby przynajmniej 3-4 dni, żeby powiedzieć, że przeszło się przynajmniej kilka z dziesiątek dostępnych szlaków.
Zjeżdżamy z Glacier Point, przejeżdżamy przez tunel Wawona gdzie znajduje się taras widokowy na całą dolinę. Zatrzymujemy się. Przed nami El Capitan - ikona wspinaczki górskiej. Góra, oblegana przez miłośników ścianek. Grubo ponad kilometr monolitowej, granitowej ściany praktycznie pionowo ustawionej do nieba. Z tej odległości nie jest taka olbrzymia, ale później jak podjechaliśmy pod nią bliżej - oj... robi potężne wrażenie. Niestety z bliska nie da się zrobić zdjęcia, bo nie mieści się w obiektywach :)
Ponieważ mam już wyrzuty sumienia, że w parku Yosemite naprawdę na niewiele starczy nam czasu postanawiamy kierować się trochę poza park do jeziora Mono. Wg. pierwszych prognoz droga powinna zająć trochę ponad godzinę. Jedziemy przez cały park. Drogi - niesamowite. Widoki - oszałamiające. Naprawdę dla samej nawet przejażdżki samochodem po tych drogach i regionach warto się tutaj wybrać. Droga w kilku miejscach przekracza wysokość 10 tys. stóp czyli 3 tys. metrów. Jesteśmy więc samochodem wyżej niż nasze Rysy. Niestety na drodze jest duży ruch. Jedziemy, jedziemy, jedziemy i końca nie widać. Droga niespodziewanie zajmuje nam dużo ponad 2 godziny. Gdy dojeżdżamy do celu już wiemy, że dzisiaj ze zwiedzania Yosemite nici całkowite mimo iż planowaliśmy przynajmniej podejść pod jeden z wodospadów. Jedyna nadzieja w tym, że to co zobaczymy nad Mono Lake zrekompensuje nam choć w części straty. Jezioro Mono to najstarsze jezioro Ameryki Północnej (760 tys lat), ale nie to jest w nim niezwykłego - niezwykłe jest to, że jest ono wysoce alkaliczne. Na brzegu rosną wysokie na kilka metrów Tufy zbudowane z węglanu wapnia. Obraz tego słonego jeziora przypomina trochę inna planetę. Po zanurzeniu ręki, na skórze pozostaje biały osad. W powietrzu unosi się dziwny zapach - to chyba zapach soli... Patrząc na nasze doświadczenia warto było tutaj przyjechać. To miejsce uważamy za "zaliczone"...
Robi się coraz później, powoli trzeba wracać... Przejedziemy przez park Yosemite - niestety oprócz drogi nic już nie zobaczymy. Przed nami długa droga - blisko 300 km do San Francisco.
O 23 dojeżdżamy na miejsce. Hotel - masakra. Nie polecamy. Ewa pyta się czy naprawdę zostajemy tutaj dwie noce? :) Pokoje nad parkingiem, a parking jakby na dziedzińcu hotelu. Lobby nie ma. Recepcja wielkości 4 metrów kwadratowych. Przy stoliku w recepcji podobno rano jest śniadanie - zrezygnujemy. Napisy na parkingu informują, żeby wszystko wyciągnąć z samochodu i nie zostawiać nic na wierzchu - pewno kradzieże i włamania. To samo mówi nam gość w recepcji. Parkujemy samochód, a obok zaraz podchodzi jakiś Afroamerykanim i szuka czegoś w koszach na śmieci. W pobliżu hotelu też widzimy kilku bezdomnych pchających wózek z gratami. Nie wygląda to ciekawie, ale zostajemy - jakoś damy radę te dwie noce. Żeby tylko do samochodu ktoś się nie dorwał.... Tak kończy się kolejny dzień naszej podróży.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz